Pierwszy długi weekend w tym roku zaczął się, tak jak u nas, 1 maja. Święto Pracy jest dniem wolnym i od XIX wieku w niektórych miastach odbywają się manifestacje i pochody, Francuzi i Szwajcarzy wręczają też swoim bliskim gałązki konwalii na szczęście. Podobno zwyczaj ten zapoczątkował z XVI wieku król Francji Karol IX, który podarował je każdej damie dworu. Tu trochę wstyd się przyznać, ale dowiedziałam się o tym miłym zwyczaju po fakcie. Widziałam co prawda dużo konwalii w sklepach i u ulicznych sprzedawców, ale myślałam, że po prostu zaczął się na nie sezon. Niestety nie kupiłam bukietu (ani nie dostałam), bo już od prawie 2 lat stoimy przed wyborem: albo kwiaty albo kot. Do tego 1 maja przesiedziałam w domu, oglądając filmy, bo potwornie lało.
Dokładnie tydzień później, 8 maja, znów było wolne, tym razem z okazji zakończenia drugiej wojny światowej. Nie dla mnie jednak, bo pracuję według polskiego kalendarza ;) Oddam więc lepiej głos Géraldine z bloga Comme une Française:
Powodem dwóch kolejnych długich weekendów są święta religijne. W czwartek, 14 maja, wypadło w tym roku Wniebowstąpienie Pańskie (l'Ascension). W tutejszym laickim społeczeństwie to po prostu okazja do odpoczynku i spędzenia czasu z rodziną, głównie chyba w domach, bo Ferney-Voltaire, miasteczko, w którym spędziłam ten dzień, wydawało się wymarłe. Nie znaczy to, że nie było miło, tym bardziej, że pogoda tym razem dopisała :) Napiszę o nim przy innej okazji, a na razie zajawka:
W najbliższą niedzielę wypada z kolei Zesłanie Ducha Świętego (Pantecôte). Z tej okazji długi weekend mają tylko Szwajcarzy, dla których poniedziałek po Zielonych Świątkach jest dniem ustawowo wolnym od pracy.