Pisałam już wcześniej o serach: Raclette i Gruyère, teraz pora na kolejny. Roquefort [wym. rokfor] to ser owczy, żyłkowany, z niebieską pleśnią (penicillium roqueforti). Oryginalny jest wyrabiany tylko we francuskiej miejscowości Roquefort-sur-Soulzon, w jaskiniach o odpowiedniej wilgotności i temperaturze. Jego imitacje to między innymi włoska Gorgonzola (wytwarzana z mleka krowiego i innego rodzaju pleśni, ale smakuje podobnie) i polski Rokpol (też z krowiego mleka). Jeśli wierzyć legendzie, pewien francuski pasterz zapomniał któregoś dnia o kawałku owczego sera i po kilku tygodniach znalazł go przypadkiem w ciemnej i chłodnej pieczarze i tak powstał nowy rodzaj sera. Kto wie jakie skarby skrywają studenckie lodówki?
Po wyjęciu z opakowania śmierdzi jak tysiąc otwartych grobów, ale jest przepyszny. Raczej zbyt ostry do jedzenia solo, ale świetnie nadaje się jako składnik np. sosów. Na opakowaniu od razu rzuca się w oczy słowo bio, podobnie jak wszelkie certyfikaty ekologiczności. A to zwykła i niedroga marka supermarketowa! Napiszę kiedyś o powszechnym zamiłowaniu Francuzów do wszystkiego, co bio, eko i lokalne... A na razie czas na przepis.
Składniki (dla 2 osób, wszystkie do dostania w Polsce):
- 250-300 gramów piersi z kurczaka (raczej nie więcej, całość jest naprawdę sycąca),
- opakowanie sera Roquefort (ok. 100-125 gramów),
- 250-300 gramów dowolnego makaronu (kolorowe świderki się dobrze sprawdzają, ale używałam też innych rodzajów),
- 100 gramów śmietany (używam najwyżej 12%, bo nie lubię ciężkich i tłustych sosów, ale pewnie w kanonicznych przepisach jest tłusta)
- zioła prowansalskie,
- ząbek czosnku,
- oliwa lub olej do smażenia.
Przygotowanie:
1. Kurczaka kroimy w kostkę, delikatnie solimy (ser jest bardzo słony, więc lepiej nie przesadzić) i konkretnie posypujemy ziołami prowansalskimi (powinny go przykryć). Odstawiamy do lodówki na pół godziny.
2. Smażymy go na patelni na oliwie, z dodatkiem czosnku (dodaję go pod koniec, żeby się nie przypalił).
3. Gdy kurczak jest prawie gotowy, gotujemy makaron w bardzo (!) delikatnie osolonej wodzie.
4. Gdy makaron się gotuje, przygotowujemy sos: w garnku podgrzewamy śmietanę i dodajemy ser, dokładnie mieszając.
5. Bon apétit !
A wracając do dań popisowych na bazie sera - i tak nic nie przebije makaronu z polskim twarogiem i masłem.
Uznaj mnie za serową ignorantkę, ale.. mój chłopak robi taki sos (i do makaronu i do mięsa) z jakiegoś takiego sera o zapachu tysiąca grobów (uśmiałam się przy tym), ale dodaje jeszcze orzechy włoskie. Całość jest pyszka! Próbowałaś?:)
OdpowiedzUsuńNie próbowałam, ale świta mi, że gdzieś już widziałam takie połączenie :) Może to była Gorgonzola? Dzięki, spróbuję pokombinować następnym razem.
OdpowiedzUsuńA może gorgonzola!!! :)
UsuńNo ja niestety muszę w swojej kuchni przemycać śmierdziuszki - bo mój mąż nie jak widzi opakowanie to już ma odruch wymiotny, co dziwne w potrawie mu nie przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńWygląda na bardzo dobry przepis. Na pewno wypróbuję, lubię takie smaki :)
OdpowiedzUsuńJa też się uśmiałam z "zapachu tysiąca otwartych grobów" :D A nawet używam teraz tego porównania za każdym razem, gdy mam do czynienia ze śmierdzącymi serami :P Także Twoje wyrażenie powinno zostać "osłownikowane" ;) Niestety ja takich kolorowych serów o cudnej woni nie znoszę, uwielbiam jedynie te delikatne z białą pleśnią.
OdpowiedzUsuń