Wszechobecność hasła fabriqué en France, czyli wyprodukowano we Francji, dość szybko rzuciła mi się w oczy na codziennych zakupach. Nieważne, czy to kurczak, warzywa, przyprawy, słodycze, jajka, kosmetyki, czy papier. Na opakowaniu z kurczakiem jest nawet napisane, że wykluł się z jajka zniesionego przez francuską kurę i został wykarmiony, zabity i zapakowany we Francji. Nie chodzi więc chyba tylko o wymaganą prawnie konieczność podania pochodzenia produktu, ale też o promocję, bo takiej informacji na opakowaniu szuka typowy konsument. Nawet w tamtejszym McDonald's, który bywa symbolem globalizacji, wszędzie jest podkreślane, że każdy składnik jedzenia i opakowania został wyprodukowany w kraju. Gdy jakiś produkt jest zza granicy (np. z Polski) jest to napisane drobnym druczkiem gdzieś z tyłu opakowania. Oczywiście nie dotyczy to różnych produktów egzotycznych, z założenia importowanych.
Absolutnie nie popieram tego typu protestów, blokowania ulic i dręczenia biednych kierowców, nie mówiąc o niszczeniu im towaru, bo i to się zdarzyło. Ale bardzo mi się podoba świadomość konsumentów, że nasze, lokalne, jest najlepsze. Teraz jestem w Polsce i staram się kupować jak najwięcej polskich produktów, bo są dobre i wiem, że warto wspierać miejscowych producentów.
Oprócz informacji o miejscu pochodzenia produktów szybko zauważyłam jeszcze jedno. We Francji bardzo popularna jest żywność
Ekologiczny ser z licznymi certyfikatami. Wcale nie z wysokiej półki! |
Chciałabym dodać kontekst szwajcarski, ale niestety praktycznie nie robię tam zakupów (nie tylko ja, bo Genewczycy tłumnie zjeżdżają do hipermarketów w przygranicznych francuskich miejscowościach). Słyszałam jednak, że również państwo ustawowo chroni swoje rolnictwo, a konsumenci są bardzo dumni ze wszystkiego, co lokalne (pewnie z wyjątkiem Nestlé).